niedziela, 9 października 2011

Statkujemy się.


Tydzień dla uniwersyteckich świeżaków (Freshers Week) odpłynął w siną dal, a my wpływaliśmy w białą mgłę statkiem wypełnionym kolorowym tłumem. Tak kończyło się oswajanie studentów międzynarodowych z uczelnią, Londynem, a w szczególności - z klimatem. Z tym ostatnim bój toczyliśmy przez cały wieczór, krzycząc wiatrowi prosto w noc, za każdym razem, gdy statek przepływał pod mostami. 
Podłogi były lepkie od piwa - nawet najmocniejsza fala nikogo nie wyprowadziła z równowagi. Postanowiłam też zadbać o bezpieczeństwo współpasażerów.
- Cześć, poproszę piwko – przerywam salwę przekleństw, którymi raczyli się nawzajem polscy barmani. Tu należy dodać, że słowo ‘kurwa’ robi furorę światową i jest znane na każdym kontynencie.

Wkrótce pierwsza fala entuzjazmu opadła i studenci rozpełzli się po trzech poziomach statku, tańcząc w golfach na dole, grzejąc tyłki w kabinie lub podziwiając cierpliwie widoki z najzimniejszego, górnego pokładu: niebieskawo podświetlone London Eye, zielonkawy London Bridge i setki innych, ciepłych świateł biurowców. A wszystko z perspektywy Tamizy, zwykle brązowej, wieczorem czarnej jak atrament. Oczu nie można było oderwać, a i resztą skostniałego ciała jakby nieco oporniej można było sterować.

Na takim tle, zastygli na metalowych stołkach przy burcie, rozmawialiśmy. O zimnie. Podałam ludziom, którzy dotąd nie widzieli śniegu, przepis na bałwana i orła. Opowiadałam o zmienianiu opon i zamykaniu szkół, gdy robi się zbyt zimno. I tłumaczyłam, że termin 'zbyt zimno' wcale nie oznacza zejścia temperatury poniżej zera. Słuchali jak zaklęci. Byli w szoku, prawdopodobnie termicznym. Z trudem oparłam się pokusie dorzucenia czegoś o niedźwiedziach grasujących w stolicy.

Co do stolic – nie tylko Warszawa, ale Wiedeń, Helsinki, czy Moskwa, nie są lubiane przez resztę mieszkańców kraju. Temat pojawił się przypadkowo. Stał obok Tim albo Steve, nie pamiętałam. Ale pamiętałam, że jest z Austrii.
- Jesteś z Austrii? – upewniam się. 
- Tak.
- Z Wiednia? 
- Wiedeń nie leży w Austrii. – poprawia mnie. Napiłam się piwa, żeby dokładniej odtworzyć w głowie mapę świata. Może zwyczajnie - niedosłyszałam?
- Aha, jesteś z Australii!
- Nie, jestem z Austrii. 
I moglibyśmy tak bez końca, całe szczęście, stojąca obok dziewczyna, zadała konkretne pytanie: Dlaczego uważasz, że Wiedeń nie jest częścią Austrii?
Wreszcie dowiedziałam się, że Wiednia Austriacy nie lubią. Bo? Bo nie. 
Ja przynajmniej swoją, niezbyt zresztą głęboką, niechęć do Wiednia mogłam uargumentować pewnym chłodnym kwietniowym popołudniem. Wtedy to w centrum rozrywki Prater zjazd na kręcącym się pontonie do basenu zakończył się zalaniem moich spodni wodą. W sposób świadczący raczej o nadmiarze emocji niż niedociągnięciach konstrukcyjnych karuzeli. 

Ciągle nie spotkałam innych polskich Erasmusów, choć wiele osób twierdzi, że ich widziało i zna. Ale na tęsknoty Słowiańskie dobry i Rosjanin. Wyrobionym okiem wyłapuję w tłumie jasną a poczciwą twarz i relaksuję się porządnym wymawianiem „o”. Wybrańcem jest Alex z Kaunasu. Rozmawiamy o komarach, które na Litwie są plagą. Potem o pająkach, świerszczach, parku w pobliżu Druskiennik, w którym zebrano z całej Litwy pomniki Stalinów, Leninów, Marksów, Engelsów, by korodowały i obrastały mchem wśród drzew, a przy okazji stały się atrakcją turystyczną.  

Zostaję w temacie zwierząt i zagaduję do Turka, Anyla. Ręce mam podkurczone i macham nimi jak skrzydłami (impreza powoli się kończy).
- Jak się czujesz z faktem, że nazwa twojego kraju po angielsku to Turkey, indyk? Jak ptak jedzony na obiad?
Nie zdążyłam wyprostować rąk, gdy Anyl roześmiał się, podniósł kolano i udając, że czyści buta, powiedział tylko: Polish! 

2 komentarze:

  1. Wygląda na to, że tylko w Polsce na imprezach podłogi nie lepią się od piwa - może to dlatego, że my szanujemy każdy łyk "złotego trunku"? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Belgijskie podłogi też lepkie? U nas się nie przelewa! :)

    OdpowiedzUsuń