piątek, 28 października 2011

Operacja "Korporacja"


Wysłałam maila z CV do Zary, bo na stronie pobliskiej galerii handlowej zobaczyłam, że chcą mnie zatrudnić. Załączyłam dla zwiększenia szans zdjęcie, jak to siedzę na kamieniu i marzę o pracy w korporacji.


Dwa dni temu zadzwonili z Inditexu (korporacja skupiająca m.in. Zarę, Bershkę, Stradivariusa). Obudzili mnie. Do tej pory się zastanawiam, na jakie pytanie odpowiedziałam „nie”. Później zadzwonili z restauracjobaru, żeby ustalić dzień próbny.

Rozmowy przez telefon są dla mnie największą plagą od czasów gołębi krakowskich. Tu wyjaśnię sekret popularności Londynu. 
Otóż ludzie na całym świecie noszą podkoszulki z serduszkami i napisem "Londyn", bo właśnie jego władze zdecydowały, że w mieście nie będzie szarych gruchających szatanów. Zostały złapane i przeniesione w „lepsze miejsce”. 
Jasne, nie byłyby gołębiami, gdyby i tak się nie pojawiały na chodnikach i nie zaglądały do hamburgerów – co prawda, z rzadka.
 
Do rzeczy. Postanowiłam wziąć restaurację, a do Zary pójść z ciekawości. Nie żałuję.
Dojechałam do centrum rekrutacyjnego w środku Londynu. Wpisałam się na listę podaną przez ochroniarza, uwzględniając datę i godzinę - co do minuty. Wspięłam się po marmurowych schodach. Uchylam drzwi -  na wprost mnie kilka kobiet zajmuje się dobrym wyglądaniem. Zapraszają mnie do sali i wręczają druk do wypełnienia. Siedzi tam już kilkanaście osób.

Wchodzi kobieta sukcesu, co to przeszła drogę od stania w przymierzalni do rekrutowania nowych dusz. Bo tu się robi kariery. Zagaduje:
- Wiecie co to jest Inditex?
- A jakie marki wchodzą w skład Inditexu?
- A które z nich są w Londynie?

Wreszcie gasi światło, puszcza film o szczęśliwych ludziach, pracujących w Inditexie. To jest to! – pomyślałam, słuchając, z jaką pasją kasjerzy opowiadają o wyzwaniach, równych szansach i atmosferze pracy, która sama donosi za ciebie ubrania z zaplecza.

Po filmie mamy czas na wypełnienie papierów. Zrobiłam to podczas filmu, więc zastanawiam się, jak by tu wyjść. Wszyscy piszą. From Zero to Hero zauważa mój ruch głowy i pyta się samymi ruchami ust:
- Skończyłaś?
Oddaję te papiery i chcę wyjść, ale ona sprawdza ze mną dane i dopytuje.
- Tylko w Brent Cross chcesz pracować? – rzeczywiście, zaznaczyłam zaledwie dwa sklepy na jakieś 30 z listy.

- Nie mam zaufania do metra. 
Rozbawiło ją to. Zrobiło mi się smutno, że wychodzę. Taka atmosfera!

Myślę, że to oni zadzwonili po godzinie, ale akurat podziwiałam narzędzia amputacyjne z (bodajże) XVII wieku w Museum of London i za późno chwyciłam za telefon. Wyświetlił się prywatny numer, tak ja wtedy, gdy mnie obudzili. Może jutro znów to zrobią?

Rekrutacja ma trzy etapy. Jeśli moje CV sprosta ich oczekiwaniom, zadzwonią, żeby umówić się na grupową rozmowę kwalifikacyjną. Jeśli im spasują moje grupowe odpowiedzi na pytania, zadzwonią, żeby zaprosić mnie na finał – rozmowę kwalifikacyjną oko w oko z menadżerem danego sklepu. A potem mogę zacząć pracę.

O co tyle Zachodu? 
Zakres obowiązków: obsługa klienta, promocja gadżetów, stanie w przymierzalni, czyszczenie podłóg, donoszenie ubrań.



PS Pisałam to wczoraj wieczorem. Tak, obudzili mnie znów dziś rano.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz