czwartek, 6 października 2011

Impreza zaskakująca



Wczoraj wraz z międzykontynentalną grupą wyruszyliśmy do klubu Favela w centrum Londynu. Wspólnym wszystkim studentom świata obyczajem, zaczęło się od beforka w akademiku. Sączyliśmy tanie alkohole. Koło mnie siedział Turek o imieniu Orhan.
- Jak Pamuk? – ucieszyłam  się. Przytaknął  tak zadowolony, jakby to on dostał Nobla i postawił mi piwo. Warto być oczytanym.
Koło Orhana siedział Rosjanin wychowany w Niemczech we własnej osobie. Śmieje się z Polaków, którzy ciągle boją się, że Niemcy chcą im odebrać połowę kraju. Pocieszam jego i siebie, że z kolei Litwini żyją w strachu przed odebraniem Wilna przez Polaków. 
I tylko Turcja niczego się nie boi.

Sam traktuje swoją tożsamość elastycznie. Przed wyjazdem do Budapesztu zastanawiał się, czy lepiej przedstawiać się jako Niemiec czy Rosjanin. Zaczął drążyć. I przeczytał w Internecie, że w wyniku walk między Rosjanami a Niemcami (II wojna światowa) doszło do kompletnego zniszczenia miasta. 

Dojechaliśmy do centrum metrem, które jeździ po złotych szynach albo jest po prostu bezlitośnie drogie. Klub miał prawdziwego ochroniarza w czarnej czapce, czarnej kurtce, spodniach i o takimż kolorze skóry. Całe szczęście nie wiedział, że Japończycy nie mogą być studentami Erasmusa, a to tym ostatnim była dedykowana impreza. Dzięki nagromadzeniu europejskich studentów na schodach do toalety obowiązywał ruch prawostronny.

Ten fragment piszę na zamówienie Izdy, narzekającej na brak wątków miłosnych w blogu:
To była jedna z tych imprez, na których najlepiej bawi się DJ, a ludzie skupieni w podrygujących grupkach zastanawiają się, co zrobić z rękami i nogami.  Były tam i trzy Hiszpanki, o imionach skomplikowanych a niepowtarzalnych, z którymi mieszkałam przez moment w jednym pokoju w hostelu. Dla ścisłości - wraz z 15 innymi osobami. 
Zaczęłyśmy wspominać złoty czas, kiedy siedziałyśmy wieczorami na parkiecie na korytarzu z laptopami na kolanach i szukałyśmy mieszkań. Moment, kiedy jedna z Hiszpanek na widok komara krzyknęła, rzuciła laptop i uciekła, a za nią pobiegła reszta piszczących dziewczyn. A i to, kiedy jedna z nich, nieco uspokojona, ściągnęła buta i podała mi go, żebym zabiła robaka. Nie wiedziałam, że za kilka sekund idylla wspomnień zamieni się w koszmar.  
Poruszyłam temat hałasu w pokoju i chwiejących się łóżek. One znały prawdę. Przewracanie się na bok, owszem, może wprawić trzypiętrowe łóżko w ruch i wtedy buja jak na statku. Może. Ale prawdziwy sztorm pierwszej nocy w hostelu był zasługą kochającej się pode mną pary. Jakby nie patrzeć - w tym samym łóżku!

2 komentarze: