czwartek, 20 października 2011

Być albo nie myśl


Zajęcia z prowadzącym Jezusem (ciemne długie włosy, długa grzywka, gęsta broda, poczciwe oczy) zbliżały się do końca. Do sali (cztery rzędy półkolistych pastelowych kanap, fioletowa wykładzina) bez słowa wchodzi niski facet w kapeluszu. Siada w pierwszym rzędzie. Po chwili wychodzi, żeby się wysmarkać. Wraca i smarka znów, siedząc na kanapie. Potem wstaje, zamyka drzwi i przesuwa małą pufę, blokując wyjście. W tle Jezus niewzruszenie głosi tezy o radykalnej prasie.

Dziesięć minut przed końcem ćwiczeń dochodzi do przemienienia faceta w kobietę – to efekt ściągniętego płaszcza. Figura kobiety. Ale po zdjęciu kapelusza wątpliwości wracają – krótkie męski cięcie. I wreszcie słyszę damski głos.
Przyszła się pożegnać ze studentami, z którymi miała zajęcia rok wcześniej. Mówiąc, zamka oczy, gestykuluje  nieskoordynowanie i chodzi od lewej do prawej. Jest silnie wzruszona.

Mowa pożegnalna:
Rezygnuję z pracy na uczelni, na której spędziłam 14 lat. Pewnie i tak by mnie zwolnili w najbliższym czasie ze względu na cięcia wydatków uczelni. Poza tym - nie dostawałam najwyższych ocen od studentów. 
Przez lata zachęcałam was do myślenia, formułowania poglądów i toczenia dyskusji. (Studenci zaczynają się pakować). Uniwersytet jest miejscem, które ma nie tylko zapewnić wam pracę, ale przygotować na resztę życia. Rozwijać was. (Studenci spoglądają na pufę blokującą drzwi).
Ale ten uniwersytet staje się maszyną do zarabiania pieniędzy. Nikt nie dba o studentów, a interesują ich wasze pieniądze. (Piszą sms-y). Jesteście tylko numerami kont, a o waszej obecności świadczą zaliczenia widoczne na stronie internetowej. Jeśli tak wygląda uniwersytet, to to już nie jest dla mnie uniwersytet. I dlatego odchodzę. (Rozmowy toczone półgębkiem)
Musicie trzymać się razem, nie dajcie się zniszczyć, nie bądźcie częścią wyścigu szczurów. Myślcie niezależnie. Dziękuję. (Brawa).

- Czekaj, idę z Tobą! – krzyknęłam, lecz nie usłyszała.

Na kolejny wykład przyszedł wielki człowiek w spodniach moro, okularach przeciwsłonecznych na sznurku i w marynarce. Miał zachrypnięty głos – już kilka dni mieszka w miasteczku namiotowym w centrum Londynu przy St Paul's Cathedral, czyli obok budynku giełdy. 
To był jeden z tych 99% ludzi, których denerwują bezkresne dochody 1% rekinów finansjery. W przeciwieństwie do 99,8% ludzi, ten wielki postanowił wyrazić swoje niezadowolenie i rozkręca miasteczko namiotowe (tak jak kilkaset innych osób). Mają już kuchnie, łazienki i specjalne miejsca dla mediów. Zaprosił nas na zupę w niedzielę.  

- Czekaj, idę z Tobą! – krzyknęłam, ale już poszedł.

'The Guardian': Obok namiotów przemykają do pracy panowie w garniturach, czyli sprawcy kryzysu finansowego. I mówią, że rozumieją protestujących, ale sami mają rodziny, dzieci i muszą zarabiać. Jeden z finansistów szedł do pracy, gdy pojawił się przed nim koczownik i zaproponował mu przytulańca na znak zgody. Ponieważ kontestator wyczuwalnie spędził kilka dni w namiocie, człowiek w drogim garniturze zdecydował się „raczej odmówić”.

Osobowością dnia zostaje jednak Murzyn, który na pasach przy uniwersytecie przeszedł na czerwonym świetle. Ulica była raczej pustawa, mimo to trzech-czterech studentów (i ja), cierpliwie czekało dalej. Ten Murzyn z gazetą pod pachą, lat ok. 50, zamiast pójść dalej, mówi do mnie:
- Ale tu jest dużo inteligentnych ludzi.
- Co proszę? -  myślę, że nabija się ze studentów, co to nawet przez ulicę nie potrafią przejść.  
- Tu jest dużo inteligentnych ludzi – powtarza znów i dodaje, że lubi atmosferę tego miejsca. Pokazuje, jak to po obu stronach ulicy, w obie strony, maszerują studenci.  Po chwili się przedstawia, uścisk dłoni obowiązkowo.
Zielone światło pozwala mi uciec, ale nie wtapiam się od razu w tłum -  po tej rozmowie przez kilka dobrych minut nie wyglądałam inteligentnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz