Gdy kilka miesięcy temu zmieniałam pracę, zdecydowałam się na Hampstead – centrum Brytyjskości,
piękną, spokojną i bogatą dzielnicę. Jedną z tak zwanych posh
areas. Założenia: bogaci Brytyjczycy są świetnie wykształceni,
ujmująco kulturalni i bezgranicznie uprzejmi. Tacy, przy których
język mój się będzie strzępił w nieustających 'You are
welcome' przy podawaniu kawki, ciasteczek, kanapki, bo podziękowania
będą płynąć przy każdym ruchu tacy mej. 'You're welcome?'. Nic
z tego. Welcome to Hampstead!
Katalog skarg i zażaleń d A do Z.
A! jak Aaaaaaaaaaaaaaaa!
Matki parkują swoje eksluzywne
terenowe wózki w przejściu między kuchnią a ladą z ciastami. W
poprzek coffe shopu. (Obijam się w sposób niewymuszenie
ostentacyjny o wózki i podaję menu nad głowami wyjących jak wilcy
bobasów).
- Aaaaaaaaaaaaaaa!
(Zbieram zamówienie. Bobas siedzi już
przy stoliku na krzesełku dla dzieci, które przed chwilą
przyniosłam. Mama prosi o kromkę z masłem i dżemem. 'To dla
dziecka' – powtarza Madame kilkakrotnie na wypadek, gdyby przyszło
mi do głowy dobić jej ten chleb i dżem do rachunku.)
- Aaaaaaaaaaaaaaaa!
(Przynoszę kawki i chlebek. Czaszkę
mam w kawałkach, rozdartą krzykiem dziecka, które bierze się na
przeczekanie.)
- Aaaaaaaaaaaaaaaa!
(Przedzieram się między wózkami do
nowych klientów i krzyczę CO PODAĆ??. Kątem oka widzę jak Madame
Mamusia daje dzidzi przykład, jak elegancko zjeść kromeczki. Sama
prosi mnie o napełnienie gorącą wodą butelki dla dzidzi, do
której następnie wkłada jakąś burą papkę)
- .........
(Zostaje po nich cisza i połowa papki
rozmazana na stole.)
B jak Błoto
Zbyt wysokie
wymagania muszą się kończyć rozczarowaniem. Jeśli ktoś
przychodzi do coffe shopu i oczekuje serwisu godnego dobrej
restauracji, czasu poświęconego mu na specjalne życzenia bez
względu na rzesze innych klientów, prezentuje niemożność
podejścia do kasy i zamówienia czegokolwiek, bo od tego ma kelnerki
(nazwa mojego i mi równych stanowiska pracy to shop assistant -
sprzedawca), to wiadomo, że zacznie się mieszanie z błotem. Potem
oferuje się chamowi darmowy posiłek, kawkę czy ciasteczko, a
sprzedawcy chwilkę na wolnym powietrzu, co by się uspokoił, nie
wybuchnął.
- Dzień dobry
Ser. Czy pan już zamówił?
- Tak,
zamówiłem kawę, której nie mam. Ale chciałbym też jajecznicę.
I proszę o szklankę wody z kranu.
Jest sobota, kilka
zamówień na raz zbiera każda z nas. Sprawdzam. Bilet na kawkę dla
Sera czeka cierpliwie na zrealizowanie przy maszynie do kawy.
Przynoszę mu w drodze do kuchni wodę z kranu i z zadowoleniem
informuję, że upewniłam się i jego kawa zostanie podana wkrótce,
mamy duży ruch, stąd małe opóźnienia. Chcę odejść.
- Czy to sobie
kpisz?! Chcesz powiedzieć, że mam czekać na kawę, w coffie
shopie?! Od czego tu jesteście jak nie serwowania kawy??- czuję na
sobie wzrok ludzi ze stolików obok.
- Właściwie
to chciałam raczej poinformować, że zaraz otrzyma Ser kawę i
proszę o wyrozumiałość, robimy, co w naszej mocy... - powtarzam.
- Ja mam
czekać na kawę?! W coffe shopie....?!
.
Ser rzeczywiście
przychodzi co tydzień w sobotę i spędza około 6 godzin okupując
jeden stolik, domawiając to kawkę, to ciasteczko. Zostawia
następnie stos gazet, które zdążył dokładnie przeczytać.
Trudno zarzucić mu pośpiech.
C jak cukier
Cukier musi być: biały, brązowy oraz
słodzik. Jeżeli brakujący cukier leży na wyciągnięcie ręki na
stoliku obok, to znaczy, że zbliżają się zażalenie klientów na
brak cukru. I że sami sobie cukru nie zorganizują.
Cukru musi być: dokładnie 8 saszetek
każdego rodzaju. Znudzony menadżer menadżerów podczas
niezapowiedzianej wizyty lubi policzyć saszetki. Łatwo go zasmucić.
Cukier jest: super. Mamy z kilkuletnimi
dziećmi przychodzą do nas, żeby dzieci mogły się cukrem pobawić.
Może nie należy to do rytuałów brytyjskich rodzin, ale na własne
oczy widziałam jak mama posadziła na środku stołu trzyletnie
dziecko i dała mu trzy razy osiem, szesnaście cukrów do
zniszczenia (własnymi rękami sprzątałam). Matka piła kawkę
stolik obok, a ja na przemian modliłam się, żeby dziecko nie
spadło (będzie się darło 'Aaaaaaaaaaa!') i żeby spadło
(przestanie robić chlew).
Nie wszystkie dzieci siedzą w butach
na stole, za to wszystkie rozwalają cukry, skaczą po sofach i włażą
do kuchni. W nielicznych przypadkach dziecko zostaje przyprowadzone z powrotem do stolika przez rodziców.
D jak dzieci szkolne
Zbliżając się
do końca przyszłości społeczeństwa brytyjskiego, czyli opowieści
o wychowaniu dzieci, mała scenka rodzajowa. Biegamy sobie z innymi
kelnerkami między kuchnią a tarasem, palimy podeszwy, gdy
zatrzymuje mnie mały panicz w szkolnym mundurku. Tonem wyniosłym
zwraca się do mnie:
- Excuse me,
poproszę wodę z kranu z lodem dla mnie i dla mojego kolegi.
- Zaraz podam,
gdzie siedzicie?
- Nigdzie,
przyszliśmy się tylko napić, bo macie wodę z kranu za darmo.
- Mamy, ale
serwujemy ją tylko klientom. Wy niczego nie kupiliście, więc nie
dostaniecie wody.
- Proszę nam
przynieść wodę, moja mama jest waszą klientką.
- To nie ma
znaczenia. Słuchaj, przyniosę wam tę wodę, ale następnym razem
nie dostaniesz, bo nie serwujemy jej, jeśli niczego nie zamawiasz.
Palę podeszwy w
drodze do kuchni. Do papierowych kubeczków wlewam wodę z kranu.
Przynoszę im. Dziękuję? Panicz próbuje i wyrokuje:
- Ta woda jest
ciepła!
E jak Enfants terribles
Przyszła grupa znajomych, siedli na
tarasie. Kawki, herbatki i ciasteczka. Prosto z piekarnika wyciągam
ich słynne ciastko do herbaty, scone. Z dżemem i masłopodobnym,
słodkim kremem. Podstawiam pod nos łysemu, który je zamówił.
Rozdziabia usta, nerwowo obraca się w moją stronę.
- To nie jest scone! Co to jest?
Przeciwnie, to jest scone, który
żeś zamówił. Sir.
- To nie jest scone! - obraca ciastko w palcach, z niedowierzaniem. On wie, co to jest scone.
- I to
nie jest TO! To jest jakieś... jakieś... zwykłe ciastko.
- Jeżeli Sir nie jest zadowolony,
może Sir zamówić inny wypiek. - A on już stoi, histerycznie tupie
nogą, nie może znieść tego, że nie ma tego, czego oczekiwał.
- Ale ja chciałem sco-o-ona!!
F jak fussy
(czyli kapryśny).
- Nie chcę być
kapryśny, ale...
- Z natury nie
jestem kapryśny, ale tym razem...
- Czy mogę być
kapryśny?
G jak gorąc
Przychodzi Madame,
zamawia gorącą latte, siada na tarasie. Kończy czytać gazetę,
pokazuje mi smutne fragmenty piany na dnie filiżanki i informuje, że
podano jej zimną kawę. Prosi o wymienienie jej na gorącą. Zgodnie z
polityką menadżerki 'zero zażaleń' odpowiadam:
- Oczywiście.
I jak Ignoranci
Wchodzi Sir/Madame do środka coffe shopu.
Ja: Dzień dobry!
Sir/Madame: nic.
J jak jadł nie będę
- Poproszę
taką a taką kanapkę, na takim a takim chlebie, ale proszę
zamiast tego składnika dodać ten i dressing podać osobno.
Przynoszę.
Patrzy chwilę na kanapkę.
- Nie podoba mi
się, nie zamierzam tego jeść. Jaka jest zupa dnia?
K jak kawa
- Jakie macie kawy? - pyta kolejna
Madame świdrując spod nienagannie wypatroszonych brwi menu,
podrozdział 'Hot drinks'.
- Espresso, Macchiato, Latte,
Cappucino... Którą podać?
- Wezmę cappucino z mlekiem
sojowym, bezkofeinową, bez czekoladowego pudru na wierzchu. Ma być
bardzo gorące, bardziej wodniste niż pieniste. Nie zbyt mocne, pół
szota.
- Coś jeszcze, Madame?
- Szklanka wody z kranu. Z lodem.
M jak Milczenie
- Dzień dobry,
czy życzycie sobie zobaczyć menu, a może podać gorące napoje?
- Najpierw
wyczyść stolik.
- Przyniosę
ścierkę, w między czasie mogę przygotować napoje (czasu
oszczędzanie, klienci mi płaczą!).
- No to taka a taka
kawa.
Przynoszę drinki
dla trzech stolików na raz, menu pod pachą, ściereczka i spray
musiały zostać na ladzie jeszcze chwilę.
- Proszę się
nie niepokoić, pamiętam o wytarciu stolika.
- Lepiej to
zrobić niż pamiętać – cedzi przez zęby jegomość.
Zabijanie
wzrokiem, milczący serwis i pewne ociąganie w przyniesieniu
serwetki (niech kapie z noska, kap, kap, kap, do sałatki raz, raz,
raz) to maksimum, na które mogłam sobie pozwolić.
N jak NOT fair
- It's not
fair! Powiedziałaś mi, że włączysz ogrzewanie tarasu, a ciągle
jest zimno.
- Ogrzewanie
jest włączone, upewniłam się, ale wolno się rozgrzewa.
- Ale
powiedziałaś, że będzie działać! - idzie po kubek po
cappucino. - Dopełnij po brzegi extra kawą.
Wypiła,
przychodzi do kasy.
- Wygląda na
to, że ciągle jest chłodno na tarasie. Przykro mi, że nie
zadziałało od razu.
- W porządku,
dałaś mi przynajmniej kawę za darmo.
- Aha.
P jak Pudle
Każda kulturalna i wyczesana dama na Hampstead ma wyczesanego i kulturalnego pieska,
zwykle rasy pudel, którego zabiera ze sobą na kawkę i wodę z
kranu do restauracji. Pieski są tak czyste i miłe, że wielu paniom
nie przychodzi do wyczesanej głowy, że powinny czekać na zewnątrz
na swoje właścicielki, gdy te kupują chlebki. Jedna z takich pań,
obwąchiwana właśnie przez pieska, przyszła kupić chleb. Gdy
zdecydowała się już na jeden, wyraziła gromko zaniepokojenie, gdy
odwróciłam się do półki z chlebami:
- Ale chyba nie zamierasz dotknąć chleba gołymi rękami??
- Mamy rękawiczki jednorazowe -
pokazałam jej jak ładnie je wkładam na obie dłonie. Zadowolona,
zabrała nieskazitelnie czystego pieska ze sobą i nie pojawiła się
aż przez dwa dni.
R jak Rude
(chamski)
Pracuje z nami Brytyjka. I ona bywa zszokowana zachowaniem naszych
klientów.
- He was so
rude! - mówi z niedowierzaniem.
Skoro dziwi tubylca, to jest nadzieja, że poza światem bogaczy jest lepiej z alfabetem.
Tylko że o fali jedzenia za darmo, oszukiwania, wyrywania sobie
włosów z głowy po zjedzeniu kurczaka (znajdujący się na talerzu
włos oznacza, że nie trzeba za jedzenie płacić) można wiele
usłyszeć i w stosunkowo tanim Nandosie w Camden. Dzielnicy pubów,
imprez, młodzieży, lansu, kiczu i kanału.
S jak skąd
jesteś?
- Kto ty
jesteś?
- Polak mały.
- Jaki znak
twój?
- Orzeł biały.
- Oh, yes, of
course. Krakow, Łarszała! Drzen dobły. Płoszę.
- Udaję entuzjazm
T jak take away
Przychodzą,
zamawiają kawę na wynos, ciastko na wynos. Szczególnie ci o
poranku, ci, co chodzą do pracy (w Hampstead nie zdarza się to zbyt
często). Płacą mniej, daleko nie odchodzą. Siadają na tarasie,
zostawiają śmieci i idą dalej. Pan Duże Cappucino przychodzi
codziennie lub dwa razy dziennie, wybiera kanapkę lub ciastko, siada
na ławce koło przystanku autobusowego na wprost coffe shopu i wraca
po kilku minutach, by już spokojnie wypić kawę.
U jak Uśmiech
- Ana? -
supervisorka mnie przywołuje.
- Tak?
- Wiem, co o
tym myślisz. Wiesz, co ja o tym myślę, ale muszę ci przekazać.
Stolik numer trzy przyszedł złożyć zażalenie na ciebie.
- I?
- Za mało
się uśmiechasz.
W jak Woda z
kranu
Czasem sobie lubię pożartować.
- Czy mogę
przyjąć zamówienie?
- Dla mnie
bardzo bardzo bardzo gorąca czekolada.
- A dla ciebie,
Madame? - zwracam się do koleżanki Lady.
- Dziękuję, w
porządku, wystarczy szklanka wody.
- Gazowana czy
niegazowana? (← to ten żart).
- Nie,
dziękuję, woda z kranu wystarczy. Z lodem.
V jak Victory
Jeden dzień bez
zażalenia skierowanego bezpośrednio do mnie, menadżera lub pod adresem całej
kompanii (e-mailem) można uważać za sukces. Prawdopodobieństwo wystąpienia:
niskie. Super zwycięsto trafiło mi się raz, gdy zdarzyło się
klientce opamiętać i mnie przeprosić.
Z jak zażalenie
- Coś jeszcze podać, Sir?
- Wezmę bagietkę z podwójnym
jajkiem, ale bez bagietki.
- Czyli że co? - ubrałam pewnie
jakoś ładniej w słowa swoją rezygnację.
- To znaczy, że zamiast bagietki
chcę chleb, brązowy, dzisiejszy.
- Przykro mi, ale mamy dzisiaj duży
ruch i sprzedajemy wyłącznie kanapki, które zostały już
wcześniej przygotowane, zgodne z menu.
- Rozumiem.W takim razie zrezygnuję
z kanapki.
(Dopija kawkę, żegna się, idzie do
łazienki, gdzie myśli nieco i wraca do mnie).
- Nic osobistego, ale proszę mi dać
adres email, na który mogę wysłać zażalenie. I szklankę wody z
kranu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz