środa, 26 września 2012

Champstead

Gdy kilka miesięcy temu zmieniałam pracę, zdecydowałam się na Hampstead – centrum Brytyjskości, piękną, spokojną i bogatą dzielnicę. Jedną z tak zwanych posh areas. Założenia: bogaci Brytyjczycy są świetnie wykształceni, ujmująco kulturalni i bezgranicznie uprzejmi. Tacy, przy których język mój się będzie strzępił w nieustających 'You are welcome' przy podawaniu kawki, ciasteczek, kanapki, bo podziękowania będą płynąć przy każdym ruchu tacy mej. 'You're welcome?'. Nic z tego. Welcome to Hampstead!



Katalog skarg i zażaleń d A do Z.


A! jak Aaaaaaaaaaaaaaaa!
Matki parkują swoje eksluzywne terenowe wózki w przejściu między kuchnią a ladą z ciastami. W poprzek coffe shopu. (Obijam się w sposób niewymuszenie ostentacyjny o wózki i podaję menu nad głowami wyjących jak wilcy bobasów).
- Aaaaaaaaaaaaaaa!
(Zbieram zamówienie. Bobas siedzi już przy stoliku na krzesełku dla dzieci, które przed chwilą przyniosłam. Mama prosi o kromkę z masłem i dżemem. 'To dla dziecka' – powtarza Madame kilkakrotnie na wypadek, gdyby przyszło mi do głowy dobić jej ten chleb i dżem do rachunku.)
- Aaaaaaaaaaaaaaaa!
(Przynoszę kawki i chlebek. Czaszkę mam w kawałkach, rozdartą krzykiem dziecka, które bierze się na przeczekanie.)
- Aaaaaaaaaaaaaaaa!
(Przedzieram się między wózkami do nowych klientów i krzyczę CO PODAĆ??. Kątem oka widzę jak Madame Mamusia daje dzidzi przykład, jak elegancko zjeść kromeczki. Sama prosi mnie o napełnienie gorącą wodą butelki dla dzidzi, do której następnie wkłada jakąś burą papkę)
- .........
(Zostaje po nich cisza i połowa papki rozmazana na stole.)

B jak Błoto
Zbyt wysokie wymagania muszą się kończyć rozczarowaniem. Jeśli ktoś przychodzi do coffe shopu i oczekuje serwisu godnego dobrej restauracji, czasu poświęconego mu na specjalne życzenia bez względu na rzesze innych klientów, prezentuje niemożność podejścia do kasy i zamówienia czegokolwiek, bo od tego ma kelnerki (nazwa mojego i mi równych stanowiska pracy to shop assistant - sprzedawca), to wiadomo, że zacznie się mieszanie z błotem. Potem oferuje się chamowi darmowy posiłek, kawkę czy ciasteczko, a sprzedawcy chwilkę na wolnym powietrzu, co by się uspokoił, nie wybuchnął.
- Dzień dobry Ser. Czy pan już zamówił?
- Tak, zamówiłem kawę, której nie mam. Ale chciałbym też jajecznicę. I proszę o szklankę wody z kranu.
Jest sobota, kilka zamówień na raz zbiera każda z nas. Sprawdzam. Bilet na kawkę dla Sera czeka cierpliwie na zrealizowanie przy maszynie do kawy. Przynoszę mu w drodze do kuchni wodę z kranu i z zadowoleniem informuję, że upewniłam się i jego kawa zostanie podana wkrótce, mamy duży ruch, stąd małe opóźnienia. Chcę odejść.

- Czy to sobie kpisz?! Chcesz powiedzieć, że mam czekać na kawę, w coffie shopie?! Od czego tu jesteście jak nie serwowania kawy??- czuję na sobie wzrok ludzi ze stolików obok.

- Właściwie to chciałam raczej poinformować, że zaraz otrzyma Ser kawę i proszę o wyrozumiałość, robimy, co w naszej mocy... - powtarzam.
- Ja mam czekać na kawę?! W coffe shopie....?!
.
Ser rzeczywiście przychodzi co tydzień w sobotę i spędza około 6 godzin okupując jeden stolik, domawiając to kawkę, to ciasteczko. Zostawia następnie stos gazet, które zdążył dokładnie przeczytać. Trudno zarzucić mu pośpiech.


C jak cukier

Cukier musi być: biały, brązowy oraz słodzik. Jeżeli brakujący cukier leży na wyciągnięcie ręki na stoliku obok, to znaczy, że zbliżają się zażalenie klientów na brak cukru. I że sami sobie cukru nie zorganizują.
Cukru musi być: dokładnie 8 saszetek każdego rodzaju. Znudzony menadżer menadżerów podczas niezapowiedzianej wizyty lubi policzyć saszetki. Łatwo go zasmucić.
Cukier jest: super. Mamy z kilkuletnimi dziećmi przychodzą do nas, żeby dzieci mogły się cukrem pobawić. Może nie należy to do rytuałów brytyjskich rodzin, ale na własne oczy widziałam jak mama posadziła na środku stołu trzyletnie dziecko i dała mu trzy razy osiem, szesnaście cukrów do zniszczenia (własnymi rękami sprzątałam). Matka piła kawkę stolik obok, a ja na przemian modliłam się, żeby dziecko nie spadło (będzie się darło 'Aaaaaaaaaaa!') i żeby spadło (przestanie robić chlew).
Nie wszystkie dzieci siedzą w butach na stole, za to wszystkie rozwalają cukry, skaczą po sofach i włażą do kuchni. W nielicznych przypadkach dziecko zostaje przyprowadzone z powrotem do stolika przez rodziców.

D jak dzieci szkolne
Zbliżając się do końca przyszłości społeczeństwa brytyjskiego, czyli opowieści o wychowaniu dzieci, mała scenka rodzajowa. Biegamy sobie z innymi kelnerkami między kuchnią a tarasem, palimy podeszwy, gdy zatrzymuje mnie mały panicz w szkolnym mundurku. Tonem wyniosłym zwraca się do mnie:
- Excuse me, poproszę wodę z kranu z lodem dla mnie i dla mojego kolegi.
- Zaraz podam, gdzie siedzicie?
- Nigdzie, przyszliśmy się tylko napić, bo macie wodę z kranu za darmo.
- Mamy, ale serwujemy ją tylko klientom. Wy niczego nie kupiliście, więc nie dostaniecie wody.
- Proszę nam przynieść wodę, moja mama jest waszą klientką.
- To nie ma znaczenia. Słuchaj, przyniosę wam tę wodę, ale następnym razem nie dostaniesz, bo nie serwujemy jej, jeśli niczego nie zamawiasz. 

Palę podeszwy w drodze do kuchni. Do papierowych kubeczków wlewam wodę z kranu. Przynoszę im. Dziękuję? Panicz próbuje i wyrokuje:

- Ta woda jest ciepła!

E jak Enfants terribles
Przyszła grupa znajomych, siedli na tarasie. Kawki, herbatki i ciasteczka. Prosto z piekarnika wyciągam ich słynne ciastko do herbaty, scone. Z dżemem i masłopodobnym, słodkim kremem. Podstawiam pod nos łysemu, który je zamówił. Rozdziabia usta, nerwowo obraca się w moją stronę.
- To nie jest scone! Co to jest?
Przeciwnie, to jest scone, który żeś zamówił. Sir.
- To nie jest scone! - obraca ciastko w palcach, z niedowierzaniem. On wie, co to jest scone. 


- I to nie jest TO! To jest jakieś... jakieś... zwykłe ciastko.

- Jeżeli Sir nie jest zadowolony, może Sir zamówić inny wypiek. - A on już stoi, histerycznie tupie nogą, nie może znieść tego, że nie ma tego, czego oczekiwał.
- Ale ja chciałem sco-o-ona!!


F jak fussy (czyli kapryśny).

- Nie chcę być kapryśny, ale...
- Z natury nie jestem kapryśny, ale tym razem...
- Czy mogę być kapryśny?

G jak gorąc
Przychodzi Madame, zamawia gorącą latte, siada na tarasie. Kończy czytać gazetę, pokazuje mi smutne fragmenty piany na dnie filiżanki i informuje, że podano jej zimną kawę. Prosi o wymienienie jej na gorącą. Zgodnie z polityką menadżerki 'zero zażaleń' odpowiadam:
- Oczywiście.

I jak Ignoranci
Wchodzi Sir/Madame do środka coffe shopu.
Ja: Dzień dobry!
Sir/Madame: nic.


J jak jadł nie będę
- Poproszę taką a taką kanapkę, na takim a takim chlebie, ale proszę zamiast tego składnika dodać ten i dressing podać osobno.
Przynoszę. Patrzy chwilę na kanapkę.
- Nie podoba mi się, nie zamierzam tego jeść. Jaka jest zupa dnia?

K jak kawa
- Jakie macie kawy? - pyta kolejna Madame świdrując spod nienagannie wypatroszonych brwi menu, podrozdział 'Hot drinks'.
- Espresso, Macchiato, Latte, Cappucino... Którą podać?
- Wezmę cappucino z mlekiem sojowym, bezkofeinową, bez czekoladowego pudru na wierzchu. Ma być bardzo gorące, bardziej wodniste niż pieniste. Nie zbyt mocne, pół szota.
- Coś jeszcze, Madame?
- Szklanka wody z kranu. Z lodem.

M jak Milczenie
- Dzień dobry, czy życzycie sobie zobaczyć menu, a może podać gorące napoje?
- Najpierw wyczyść stolik.
- Przyniosę ścierkę, w między czasie mogę przygotować napoje (czasu oszczędzanie, klienci mi płaczą!).
- No to taka a taka kawa.
Przynoszę drinki dla trzech stolików na raz, menu pod pachą, ściereczka i spray musiały zostać na ladzie jeszcze chwilę.
- Proszę się nie niepokoić, pamiętam o wytarciu stolika.
- Lepiej to zrobić niż pamiętać – cedzi przez zęby jegomość.
Zabijanie wzrokiem, milczący serwis i pewne ociąganie w przyniesieniu serwetki (niech kapie z noska, kap, kap, kap, do sałatki raz, raz, raz) to maksimum, na które mogłam sobie pozwolić.

N jak NOT fair
- It's not fair! Powiedziałaś mi, że włączysz ogrzewanie tarasu, a ciągle jest zimno.
- Ogrzewanie jest włączone, upewniłam się, ale wolno się rozgrzewa.
- Ale powiedziałaś, że będzie działać! - idzie po kubek po cappucino. - Dopełnij po brzegi extra kawą.
Wypiła, przychodzi do kasy.
- Wygląda na to, że ciągle jest chłodno na tarasie. Przykro mi, że nie zadziałało od razu.
- W porządku, dałaś mi przynajmniej kawę za darmo.
- Aha. 



P jak Pudle
Każda kulturalna i wyczesana dama na Hampstead ma wyczesanego i kulturalnego pieska, zwykle rasy pudel, którego zabiera ze sobą na kawkę i wodę z kranu do restauracji. Pieski są tak czyste i miłe, że wielu paniom nie przychodzi do wyczesanej głowy, że powinny czekać na zewnątrz na swoje właścicielki, gdy te kupują chlebki. Jedna z takich pań, obwąchiwana właśnie przez pieska, przyszła kupić chleb. Gdy zdecydowała się już na jeden, wyraziła gromko zaniepokojenie, gdy odwróciłam się do półki z chlebami:
- Ale chyba nie zamierasz dotknąć chleba gołymi rękami??
- Mamy rękawiczki jednorazowe - pokazałam jej jak ładnie je wkładam na obie dłonie. Zadowolona, zabrała nieskazitelnie czystego pieska ze sobą i nie pojawiła się aż przez dwa dni.

R jak Rude (chamski)
Pracuje z nami Brytyjka. I ona bywa zszokowana zachowaniem naszych klientów.
- He was so rude! - mówi z niedowierzaniem.
Skoro dziwi tubylca, to jest nadzieja, że poza światem bogaczy jest lepiej z alfabetem. Tylko że o fali jedzenia za darmo, oszukiwania, wyrywania sobie włosów z głowy po zjedzeniu kurczaka (znajdujący się na talerzu włos oznacza, że nie trzeba za jedzenie płacić) można wiele usłyszeć i w stosunkowo tanim Nandosie w Camden. Dzielnicy pubów, imprez, młodzieży, lansu, kiczu i kanału.



S jak skąd jesteś?
- Kto ty jesteś?
- Polak mały.
- Jaki znak twój?
- Orzeł biały.
- Oh, yes, of course. Krakow, Łarszała! Drzen dobły. Płoszę.
- Udaję entuzjazm



T jak take away
Przychodzą, zamawiają kawę na wynos, ciastko na wynos. Szczególnie ci o poranku, ci, co chodzą do pracy (w Hampstead nie zdarza się to zbyt często). Płacą mniej, daleko nie odchodzą. Siadają na tarasie, zostawiają śmieci i idą dalej. Pan Duże Cappucino przychodzi codziennie lub dwa razy dziennie, wybiera kanapkę lub ciastko, siada na ławce koło przystanku autobusowego na wprost coffe shopu i wraca po kilku minutach, by już spokojnie wypić kawę.

U jak Uśmiech
- Ana? - supervisorka mnie przywołuje.
- Tak?
- Wiem, co o tym myślisz. Wiesz, co ja o tym myślę, ale muszę ci przekazać. Stolik numer trzy przyszedł złożyć zażalenie na ciebie. 
- I? 
- Za mało się uśmiechasz.


W jak Woda z kranu
Czasem sobie lubię pożartować.
- Czy mogę przyjąć zamówienie?
- Dla mnie bardzo bardzo bardzo gorąca czekolada.
- A dla ciebie, Madame? - zwracam się do koleżanki Lady.
- Dziękuję, w porządku, wystarczy szklanka wody.
- Gazowana czy niegazowana? (← to ten żart).
- Nie, dziękuję, woda z kranu wystarczy. Z lodem.

V jak Victory
Jeden dzień bez zażalenia skierowanego bezpośrednio do mnie, menadżera lub pod adresem całej kompanii (e-mailem) można uważać za sukces. Prawdopodobieństwo wystąpienia: niskie. Super zwycięsto trafiło mi się raz, gdy zdarzyło się klientce opamiętać i mnie przeprosić.

Z jak zażalenie
- Coś jeszcze podać, Sir?
- Wezmę bagietkę z podwójnym jajkiem, ale bez bagietki.
- Czyli że co? - ubrałam pewnie jakoś ładniej w słowa swoją rezygnację.
- To znaczy, że zamiast bagietki chcę chleb, brązowy, dzisiejszy.
- Przykro mi, ale mamy dzisiaj duży ruch i sprzedajemy wyłącznie kanapki, które zostały już wcześniej przygotowane, zgodne z menu.
- Rozumiem.W takim razie zrezygnuję z kanapki.
(Dopija kawkę, żegna się, idzie do łazienki, gdzie myśli nieco i wraca do mnie).
- Nic osobistego, ale proszę mi dać adres email, na który mogę wysłać zażalenie. I szklankę wody z kranu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz